środa, 18 grudnia 2013

Merry Christmas


Zbliżający się nowy rozdział dla pośredników w obrocie nieruchomościami skłania mnie do refleksji nad istotą wykonywanej przeze mnie pracy. Dotychczas w swojej karierze spotkałam się z wieloma osobami, które potwierdziły mi, nie tyle, ogólnie przyjętą tezę, że agenci to „banda mataczy i amatorów”, ale to, że skuteczność w tym zawodzie wymaga wielu umiejętności. Ich brak skutkuje obniżonym zaufaniem do zawodu.
 
Przyswajanie dużej ilości informacji w krótkim czasie. Wyobraźnia, ta szeroko pojęta i ta przestrzenna. Umiejętność komunikowania się z różnymi typami osobowości. Wytrwałość. Konsekwencja. Zmysł estetyki. Umiejętność dostrzegania szans. Z powyższych, za moim ulubionym naukowcem Albertem Einsteinem, powiedziałabym, że najważniejsza jest wyobraźnia.
 
Dlatego w tym moim publicznym pamiętniczku, chciałabym Świąteczny wpis zadedykować wszystkim, z którymi przyszło mi pracować w mijającym roku. To dzięki Waszemu zaufaniu doświadczam, eksperymentuję, sprawdzam, używam wiedzy i wyobraźni. Kontakt z Wami jest niezwykle inspirujący, budujący i ponad wszystko mobilizujący.
A w zbliżającym się roku stawiam na robienie użytku z naturalnych umiejętności drzemiących, a może raczej budzących się we mnie i w zespole, z którym pracuję. Stawiam na zaufanie i wiarygodność. Rzetelność. Z tego wszystkiego rodzi się skuteczność i wartość dodana, która cieszy najbardziej… zadowolenie klienta.
Życzę Wam wielu wspaniałych chwil spędzonych z bliskimi i dalszymi… w waszych ulubionych miejscach…
A wiecie, że synonimem słowa zaufanie jest dyskrecja?
Ilustracja: Claudia Balasoiu

czwartek, 24 października 2013

Czy spotkanie to czasu marnowanie?


Z natury niechętna dużym i głośnym zgromadzeniom, wybieram się na nie, nie tyle z rozsądku, co z poczucia obowiązku. Nierzadko, dość opornie i z pokręcaniem nosa pakuję kuferek nie przepadając za  podróżowaniem (no chyba, że jestem pasażerem) na kolejne zgrupowanie. Październik tego roku dostarczył kilku okazji sprzyjającym zacieśnianiu więzi tych, których łączą nieruchomości. Była również sposobność do poznania nowych osób ze środowiska nieruchomistów. I choć świat pośredników jest, ku mojemu zdziwieniu, statystycznie dobrze zorganizowany, to czasem brakuje mi znajomych twarzy.
 
Właśnie uruchomiony przez Morizon.pl cykl szkoleń daje możliwość poznania bliżej siebie i siebie nawzajem nawet już w istniejącej i formalnie zorganizowanej grupie. Ale to nie wszystko. To również szansa dotknięcia wiedzy wynikającej z doświadczenia, chociażby poprzez uczestnictwo w różnego rodzajach grach czy symulacjach, które skądinąd uwielbiam. Co zatem wyniosłam z dwudniowego szkolenia w Zegrzu? Dotknęłam doświadczenia ludzi, którzy pracę wykonują z poczuciem misji i niekłamanym zaangażowaniem. I nie mogę pominąć tu jakże znamiennej postaci Zygmunta Żmudy-Trzebiatowskiego, który tak naturalnie prowadzi szkolenia jak, podejrzewam, oddycha. A Bolesław Drapella, prezes Morizon.pl, który choć na pierwszy rzut oka wydaje się ascetycznym człowiekiem posiada jakże bogatą wiedzę, i dzieli się nią z prawdziwym entuzjazmem. Przemknęło mi przez myśl, że zorganizowanie cyklu takich szkoleń wymaga jednak sporego wysiłku. Mogę się mylić?
Kiedy poznaję nowe teorie, systemy, rzeczy lub zwykłe gadżety z charakterystycznym dla szaleńców błyskiem w oku zastanawiam się jak wdrożyć je na swoim podwórku. Zaskakujące, ale jest jeszcze w grupie kilku nieruchomistów podzielających podobne fascynacje. Wspomnieć muszę tu Łukasza Żabickiego z Częstochowy czy Arka Korpoka z Tarnowskich Gór, prowadzących oddziały PÓŁNOC Nieruchomości w rodzinnych miastach. I choć nie wiodą bujnego życia towarzyskiego w sieci, w czasie rzeczywistym są charyzmatyczni i osiągają mierzalne sukcesy. Tak. Czerpię z ich wiedzy i doświadczenia, a myśląc o swoim rozwoju, który ma służyć głównie zadowoleniu klienta, i tak w konsekwencji powiększam własny szeroko pojęty dobrobyt.  
Będąc naocznym świadkiem zaangażowania, pasji, determinacji, wytrwałości, poczucia misji i celowości myślicie, że to się nie udziela?
 
 

środa, 10 lipca 2013

"Serdeńko, lubisz już nasz fanpage?"

9 lipca. Millenium Plaza. 15 piętro. Zapierający dech w piersiach widok na Warszawski Manhattan. A wchodząc do pomieszczenia szkoleniowego pierwsze zaskoczenie. Tylko kilka miejsc dla uczestników szkolenia „e-promocja – efektywna reklama i komunikacja online” zorganizowanego przez Progress Group. Czy to efekt zaplanowania szkolenia w okresie wakacyjnym czy rzeczywiście niewiele osób interesuje się tematem? Szybki wgląd w materiały otrzymane przy wejściu. A tu gruba, przynajmniej na 1 cm, teczka z drobno zadrukowanymi zestawieniami, czartami, porównaniami i całą masą danych wyrażonych w procentach. I tak zaczął się ośmiogodzinny maraton wypełniony do granic możliwości treścią, z nieukrywanym entuzjazmem przedstawiany przez Artura Maciorowskiego, m.in. redaktora prowadzącego Online Marketing Polska.
 
 
Artur rozpoczął spotkanie od szerokiego przedstawienia rynku Internetowego, ale co najbardziej zainteresowanie mnie to przyjrzenie się zachowaniom Internautów. Z czego i z jakich narzędzi korzystają, jakie grupy wiekowe w jakich miejscach poszukują informacji, kto to taki Internauta i czy rzeczywiście cały świat krąży wokół Internetu? Wiedza w pigułce. Uszeregowałam sobie i usystematyzowałam wiele przeczuć i informacji chaotycznie pozyskiwanych i zasłyszanych na temat marketingu w sieci. Oddzieliłam fantazję i zabobony od informacji potwierdzonych badaniami i obserwacjami. A to co mnie najbardziej interesowało jako użytkownika z półki mikro przedsiębiorcy, to jak lokować środki i energię, żeby efektywnie zarządzać budżetem przeznaczonym na promocje. Bingo!
 

 
Głównym tematem wokół którego Artur skupiał swoje rozważania to sens i jakość newsletterów i e-mailingu. Jak tworzyć przekaz, jak go przedstawiać, czy te działania mają jakikolwiek sens, a jeżeli tak, to jaka jest ich skuteczność. Co to znaczy skuteczność e-mailingu i newsletterów? Jak ją mierzyć? No i co najważniejsze, ponownie z punktu widzenia mikro przedsiębiorcy i kobiety, jak i w jaki sposób eksploatować narzędzia do tworzenia newsletterów i e-mailingu?  I tu również konkret i gotowe narzędzia. W ramach odreagowania kilkugodzinnego wchłaniania wiedzy wraz z pozostałymi uczestnikami z różnych dziedzin i branż mogliśmy zaprojektować newsletter jako zadanie i wdrożyć wiedzę w kanał praktyczny.
 
Jako wisienkę na torcie omawialiśmy Social Media. Między innymi facebooka. I tu znów lawina wiedzy (praktycznej). A po co, a na co i z czym w ogóle to? I o celach strategicznych i o chaosie komunikacyjnym i o praktykach public relations. Fajnie. Masa inspiracji. Wiedza fachowa. Artur naprawdę lubi to co robi i widać to przy każdej wymawianej samogłosce. A na koniec dodam, że do tej pory nie widziałam faceta w spodniach samuraja z wąskimi nogawkami w wersji nowożytnej.
 
 

czwartek, 4 lipca 2013

Przegląd prasy wnętrzarskiej i nie wnętrzarskiej.

Martyna Wojciechowska dosłownie prześladuje mnie od jakiegoś czasu. Kilka tygodni temu wpadłam na nią (dosłownie!) podczas spaceru w jednym z warszawskich centrów handlowych. W Wysokich Obcasach Ekstra (wyd. maj 2013) przeczytałam obszerny wywiad pt. „Czy kobiety mogą mieć wszystko?” :)

Czytałam w poczekalni u dentysty, bardzo pobieżnie. Ale w tym samym numerze zauroczył mnie tekst, a raczej zdjęcia z tajemniczo brzmiącym tytułem „Jak oni to, do diabła robią?”. Jordan Matter, fotograf, odkrywa kulisy swojej pracy dostarczając przy tym nieprzeciętnych ujęć. Egzemplarz dostałam w prezencie od pani doktor, której z zachwytem opowiedziałam historie tych zdjęć.

Kolejne spotkanie z Martyną, tym razem w Czterech Kątach (wyd. lipiec 2013) i „Misja mieszkanie”. Prezentacja mieszkania na warszawskim Żoliborzu w stylu azjatyckim. Fajnie zobaczyć jak mieszkają osobistości z pierwszych stron gazet. 
 
 
To uporczywe tropienie wnętrz zajmuje mnie głównie ze względu na interesujący  wątek promowania mieszkań zwykłych śmiertelników, których domy i mieszkania odwiedzam. W tym samym wydaniu Czterech Kątów pojawił się również dodatek Metamorfozy. I tu ciekawostka. Dla tych, którzy planują remont nowo zakupionego mieszkania lub np. tych, którzy chcą sprzedać i nie wiedza co zrobić żeby przyciągnąć kupca? W małej książeczce pokazano kilka przykładów przeobrażeń wnętrz.


A ciekawostką jest to, że obok metamorfozy pojawił się również kosztorys. Jak się okazuje można wnieść do wnętrza ciekawe zmiany niewielkim kosztem. Liczy się pomysł, a realizacja, wcale nie musi być bardzo droga. Zaciekawiło mnie jak z nudnego salonu czy sypialni można stworzyć wnętrze będące wyrazem osobowości właścicieli.
Rezydencja wybudowana w latach 60-tych w Hamptons na Long Island, przebudowana przez architekta Briana Boyle'a. Wnętrze w stylu europejskim w kolorach piasku i oceanu. Choć odnowiona i świeża nasuwa mi skojarzenia z holenderskim malarstwem i czasem "Dziewczyny z perłą", tylko w nieco bardziej nowoczesnym stylu. Z poddasza wydobywa się ascetyczny klimat średniowiecznego zamku. Bajka dla bogaczy i pożywka dla pasjonatów. Weranda (wyd. czerwiec 2013). Zdjęcie: Gianni Franchellucci/Zapaimages.
 
 


środa, 19 czerwca 2013

Dlaczego sprzedający pokrywa wynagrodzenie pośrednika w całości?

Aktywny od kilku lat pośrednik czy agent nieruchomości dostrzegł już z pewnością, że czas, w którym przychodzi Nam pracować owocuje mniejszą ilością transakcji. Nie trzeba tu przytaczać żadnych statystyk, żeby zgodzić się z tak ogólnie przyjętą tezą. Dzisiejsza sytuacja na rynku skłania do poszukiwania nowych sposobów działania, o których nie myśli się w czasach „mlekiem i miodem płynących”. Jak mówi jeden z wielkich wpływowych liderów oraz prelegent wielu prestiżowych szkoleń Brian Tracy Najszybciej pokonamy kryzys, kiedy będziemy otwarci na zmiany, nową wiedzę i aktywnie zaangażujemy się w szukanie rozwiązań”. Dlaczego zatem to sprzedający pokrywa wynagrodzenie pośrednika w całości?
 

Świadcząc usługę pośrednictwa w sprzedaży nieruchomości na rzecz, której strony pracujesz? Na rzecz tego, który sprzedaje? Czy może na rzecz kupującego, którego w dniu zawarcia umowy pośrednictwa w sprzedaży nieruchomości „X” jeszcze nie poznałeś? Jak odpowiedziałbyś na tak postawione pytanie? Ja odpowiadam sobie na nie w ten sposób. Kiedy to sprzedający „zaprzęga” mnie do pracy – całym swoim jestestwem pracuję właśnie dla niego, wkładając w to swój czas, inwestując osobiste środki pieniężne w promocję, robiąc użytek ze swojej wiedzy, umiejętności, doświadczenia, jak również uroku osobistego.
Innym argumentem „za” jest fakt, że obecnie na rynku nieruchomości jest ogromna ilość ofert. W moim przekonaniu to właśnie właścicielowi zależy najbardziej, żeby wśród masy ogłoszeń, to jego oferta była zauważona i w konsekwencji wybrana. Idąc tym tropem zadaję sobie kolejne pytanie. Czy statystyczny „Kowalski” dysponuje narzędziami niezbędnymi do uruchomienia „kampanii promocyjnej nieruchomości”? Czy ten sam „Kowalski” zastanawia się jak zaprezentować swoje mieszkanie, żeby wyróżniło się spośród setek innych i żeby to jego ogłoszenie zobaczyła jak największa ilość osób potencjalnie zainteresowanych. Dobry agent nieruchomości inwestuje w różne kanały marketingowe, i wybiera te najbardziej skuteczne dla konkretnej nieruchomości.
Czy przeciętny „Kowalski” pragnący sprzedać swoją nieruchomość określa strategię sprzedaży, weryfikuje stan prawny, kompletuje dokumentację, uczestniczy w ustawicznych seminariach i szkoleniach, kształci się w zakresie komunikacji, szlifuje umiejętności tworzenia prezentacji, czyta prasę specjalistyczną? Jak myślicie? Odpowiadając sobie na powyższe pytania odkrywamy kolejne argumenty przemawiające za tym, żeby to sprzedający wynagrodził pośrednika za jego pracę.
Ważnym spostrzeżeniem jest również fakt, że przy ofertach gdzie to sprzedający pokrywa całe wynagrodzenie pośrednika pojawia się informacja z wielkim „zero procent”. Poszukujący mając tak wielkie możliwości wyboru nieruchomości (i pośredników) nie chcą płacić za usługę, której jest w bród. Chętniej podejmują rozmowy na temat nieruchomości tam gdzie nie będą wykładać dodatkowych pieniędzy na pośrednika. Wszak wiemy, że przy obowiązkowej wizycie u Notariusza przy sprzedaży, to kupujący zapłaci 2% PCC.
Zagrajmy w pierwsze skojarzenie. Gotowi. Czy kupując samochód zapłaciłbyś dilerowi za to, że sprzedał Ci auto? Czy kupując suknię wieczorową zapłaciłabyś sprzedawczyni, że wystawiła ją w sklepie? Pierwsza myśl. Nie. Więc dlaczego kupujący nieruchomość ma płacić pośrednikowi? Od 2007 roku wiele się zmieniło na rynku nieruchomości. W czasach „rynku kupującego” sprzedający zaprzedają dusze diabłu, żeby spieniężyć nieruchomości. I właśnie dlatego to sprzedający pokrywa koszty związane ze znalezieniem kupca.