Aktywny od kilku lat pośrednik
czy agent nieruchomości dostrzegł już z pewnością, że czas, w którym przychodzi
Nam pracować owocuje mniejszą ilością transakcji. Nie trzeba tu przytaczać
żadnych statystyk, żeby zgodzić się z tak ogólnie przyjętą tezą. Dzisiejsza sytuacja
na rynku skłania do poszukiwania nowych sposobów działania, o których nie myśli
się w czasach „mlekiem i miodem płynących”. Jak mówi jeden z wielkich wpływowych
liderów oraz prelegent wielu prestiżowych szkoleń Brian Tracy „Najszybciej
pokonamy kryzys, kiedy będziemy otwarci na zmiany, nową wiedzę i aktywnie
zaangażujemy się w szukanie rozwiązań”. Dlaczego zatem to
sprzedający pokrywa wynagrodzenie pośrednika w całości?

Świadcząc usługę
pośrednictwa w sprzedaży nieruchomości na rzecz, której strony pracujesz? Na
rzecz tego, który sprzedaje? Czy może na rzecz kupującego, którego w dniu
zawarcia umowy pośrednictwa w sprzedaży nieruchomości „X” jeszcze nie poznałeś?
Jak odpowiedziałbyś na tak postawione pytanie? Ja odpowiadam sobie na nie w ten
sposób. Kiedy to sprzedający „zaprzęga” mnie do pracy – całym swoim jestestwem
pracuję właśnie dla niego, wkładając w to swój czas, inwestując osobiste środki
pieniężne w promocję, robiąc użytek ze swojej wiedzy, umiejętności,
doświadczenia, jak również uroku osobistego.
Innym argumentem „za” jest
fakt, że obecnie na rynku nieruchomości jest ogromna ilość ofert. W moim
przekonaniu to właśnie właścicielowi zależy najbardziej, żeby wśród masy
ogłoszeń, to jego oferta była zauważona i w konsekwencji wybrana. Idąc tym
tropem zadaję sobie kolejne pytanie. Czy statystyczny „Kowalski” dysponuje
narzędziami niezbędnymi do uruchomienia „kampanii promocyjnej nieruchomości”?
Czy ten sam „Kowalski” zastanawia się jak zaprezentować swoje mieszkanie, żeby
wyróżniło się spośród setek innych i żeby to jego ogłoszenie zobaczyła jak
największa ilość osób potencjalnie zainteresowanych. Dobry agent nieruchomości
inwestuje w różne kanały marketingowe, i wybiera te najbardziej skuteczne dla konkretnej
nieruchomości.
Czy przeciętny „Kowalski” pragnący
sprzedać swoją nieruchomość określa strategię sprzedaży, weryfikuje stan
prawny, kompletuje dokumentację, uczestniczy w ustawicznych seminariach i
szkoleniach, kształci się w zakresie komunikacji, szlifuje umiejętności tworzenia
prezentacji, czyta prasę specjalistyczną? Jak myślicie? Odpowiadając sobie na powyższe
pytania odkrywamy kolejne argumenty przemawiające za tym, żeby to sprzedający
wynagrodził pośrednika za jego pracę.
Ważnym spostrzeżeniem jest
również fakt, że przy ofertach gdzie to sprzedający pokrywa całe wynagrodzenie
pośrednika pojawia się informacja z wielkim „zero procent”. Poszukujący mając tak
wielkie możliwości wyboru nieruchomości (i pośredników) nie chcą płacić za
usługę, której jest w bród. Chętniej podejmują rozmowy na temat nieruchomości
tam gdzie nie będą wykładać dodatkowych pieniędzy na pośrednika. Wszak wiemy,
że przy obowiązkowej wizycie u Notariusza przy sprzedaży, to kupujący zapłaci
2% PCC.
Zagrajmy w pierwsze
skojarzenie. Gotowi. Czy kupując samochód zapłaciłbyś dilerowi za to, że
sprzedał Ci auto? Czy kupując suknię wieczorową zapłaciłabyś sprzedawczyni, że
wystawiła ją w sklepie? Pierwsza myśl. Nie. Więc dlaczego kupujący nieruchomość
ma płacić pośrednikowi? Od 2007 roku wiele się zmieniło na rynku nieruchomości.
W czasach „rynku kupującego” sprzedający zaprzedają dusze diabłu, żeby
spieniężyć nieruchomości. I właśnie dlatego to sprzedający pokrywa koszty
związane ze znalezieniem kupca.